Proszę o nie kopiowanie tekstów!
Teksty chronione prawem autorskim z umowy nr 582045528541239

sobota, 31 grudnia 2011

Nadzieja

    Alice powoli podniosła powieki. Z początku nic nie widziała, a do tego kręciło jej się w głowie. Przez pewien moment nie wiedziała nawet gdzie jest. Podniosła się i przetarła dłońmi oczy. Nagle poczuła ogromny ból z rany na czole. Przypomniała sobie co się wydarzyło. Aż się wzdrygnęła na samą myśl o tym. Wzięła głęboki oddech. Chciała zapomnieć o tych wszystkich wydarzeniach, które spotkały ją w ostatnim czasie. Siedziała teraz na zimnej ziemi, wokół kałuży krwi. Była nieobecna. A po policzku spłynęła jej duża łza. Alice chciała już się pożegnać, skończyć z tym wszystkim, żeby zostać tylko w czyjejś  ludzkiej pamięci i na fotografiach. Miała wszystkiego dosyć. To nie było życie, które sobie wyśniła, wymarzyła. W jej oczach było widać tylko pustkę. Już nie lśniły jak kiedyś. Na jej twarz padał jasny blask księżyca, który był jej jedynym przyjacielem. Dotrzymywał Alice towarzystwa. Twarz dziewczyny zdawała się być bledsza niż kiedykolwiek, a skóra zimna jak lód. Lecz serce nadal płonęło, nie wiadomo dla kogo. Przymknęła oczy. W myślach widziała już śmierć, gdy szła z nią za rękę jak przyjaciele, jak brat z bratem. Dwa cienie nieistniejące bez siebie. Już widziała jak podaje jej nabity pistolet i czeka z otwartymi ramionami. Ale nigdy nie ma prostych wyborów, łatwych dróg. W tej chwili Alice usłyszała czyiś głos:
-Chodź.
Echo niosło to słowo po całym lesie. Powoli otworzyła oczy i zacisnęła pięść.
-Tylko się nie bój- szeptała do siebie.
Ale nagle jej źrenice powiększyły się. Patrzyły bezcelowo przed siebie. Przymknęła powieki. Była jak w transie. Nieświadomie wstała i szła krokiem tak równym i zdecydowanym. Podążała za głosem, który wiódł ją za sobą. Nic nie mogło jej zatrzymać. Była jak z kamienia. Nawet jej powieka nie odważyła się  drgnąć. Dało się tylko usłyszeć rozchodzące się po lesie echo serca,które nadal biło w jej piersi.
       Doszła wreszcie do ciemnej jaskini, ale to nie był jeszcze jej cel. Przeszła przez to tajemnicze miejsce bez wahania. Chociaż z własnej woli przenigdy nie odważyłaby się na taki krok. Gdyby była świadoma tego co robi nawet by o tym nie pomyślała. Ale w tej sytuacji, to nie ona decydowała. Jaskinia ciągnęła się na trzydzieści metrów. Tajemnicza siła pomimo ciemności, prowadziła ją we właściwym kierunku. Podłoże, po którym szła dziewczyna nie było zbyt równe, ale ani razu nie upadła. Nie zważała na pająki i inne owady- w rzeczywistości bała się ich. Wreszcie w jaskini pojawił się promyk światła. Do niego podążała nastolatka. To był poniekąd jej cel. Dawał się już dostrzec koniec groty. Alice stanęła w blasku tegoż światła, rozchyliła delikatnie ręce i podniosła powieki. Wreszcie wróciła do ciała, przebudziła się. Tak samo jak przedtem bolała ją głowa. No może odrobinę mniej. Ale i tak uniemożliwiało jej to normalne funkcjonowanie. Ból ten był nie do zniesienia. Nie mogła nawet swobodnie myśleć. Spojrzała przed siebie. Oczy ją trochę szczypały. Obraz był niewyraźny.Kilka razy pomrugała powiekami i po jakimś czasie odzyskała ostrość. Dostrzegła unoszące się po niebie czarne chmury niczym węgle. Zdziwiło ją to nieco, bo nigdy dotąd takich nie widziała. Zobaczyła  przed sobą drzewa, które coś zasłaniały. Zaciekawiło ja to. Małymi kroczkami szła w ich stronę. Ostrożnie stawiała stopy. Drzewa tworzyły pewien okrąg. Alice przecisnęła się przez gęste krzewy w podszycie. Liście wplątywały jej się we włosy. Kiedy znalazła się w środku nie mogła uwierzyć własnym oczom.  Zobaczyła przepiękne, niebieskie, błyszczące jeziorko. Podeszła do niego. Przyklękła i zanurzyła dłoń w przedziwnej substancji . Była dosyć gęsta. Wydawało się, że w środku znajdowały się  malutkie diamenciki. Alice dotknęła dłonią czoła gdzie miała ranę. Nagle cały ból zniknął, a po ranie nie było ani śladu. Dziewczynę ogarnęło wielkie zdumienie.Dotknęła jeszcze kolana. Tajemnicza substancja wchłoniła się, a po strupkach nie było ani śladu. Poczuła pewną nadzieje, że zdoła tu przeżyć, że jest jakieś dobro w tym lesie.
      Usłyszała szeleszczące liście jakby ktoś czaił się w krzakach. Powiał zimny wiatr. Nagle w jej stronę zza krzewów wyleciał sztylet. Alice pospiesznie odchyliła głowę, by nie trafił w nią. Na szczęście wbił się w pobliskie drzewo. Dziewczyna szybko wstała i podbiegła do tamtego drzewa. Dokładnie przyjrzała się sztyletowi. Miał czarną rączkę z inicjałami " H.T". Nie wiedziała do kogo on należy. Rozejrzała się dookoła i znów zobaczyła ruszające się krzewy. Serce zaczęło walić jej jak młot. Postanowiła uciekać. Przedzierała się przez krzewy, nie zwracając uwagi, że robią jej rany. Biegła ile sił. Po stu metrach poczuła ból w nogach i nie mogła już uciekać. Oparła się o  pobliskie drzewo i głęboko oddychała. Co jakiś czas odwraca się, by mieć pewność, że nikt jej nie śledzi. Przykucnęła i zaczęła myśleć.
- Jak to możliwe, że jestem ofiarą?! Nie mogę się dać zniszczyć. Jestem silna. Ja decyduje o moim życiu. Strach nie będzie mnie paraliżował- szeptała do siebie.
Przygryzła wargę. Musiała być silna. Alice nie chciała stać się czyjąś marionetką. Postanowiła temu zapobiec.
-Muszę tam wrócić-powiedziała. 

czwartek, 29 grudnia 2011

Ciemność

 Była zupełna ciemność kiedy Alice obudziła się pod starym drzewem. Jego dosyć duży pień, obrośnięty mchem dawał ogromny cień co wzbudziło w niej strach. Ale tylko przez chwilę. Na ciele Alice pojawiła się gęsia skórka. Rozejrzała się dookoła siebie. Zdała sobie sprawę, że znalazła się w lesie. Nie miała pojęcia jak się tam znalazła i do tego jeszcze w nocy. Poprzedniego wieczora pokłóciła się ze swoja przyjaciółka Mary, która zarzucała jej kłamstwa na swój temat. Niby miła rzucać obelgi w jej stronę. Ale Alice wcale tego nie zrobiła i nie miała zamiaru przyznać się do czegoś , czego nie zrobiła. Poszła do domu i w złym humorze poszła spać. A teraz jest w tym przerażającym miejscu. Powoli wstała patrząc przed siebie. Zobaczyła ogromny księżyc w pełni, który rzucał na nią swój oślepiający blask .Alice miała blond włosy sięgające za ramiona. Ścieniowane okalały jej okrągłą twarz, która zdawała się być wiecznie blada. Oczy o dość niespotykanym szarym kolorze zawsze patrzyły z ciekawością. Błyszczały nawet w najciemniejszym pokoju. Małe usteczka często coś mówiły, ale zawsze w jakimś celu. Alice była dosyć wysoka i szczupła. Miała długie nogi, które dodawały jej wieku. Więc chociaż miała szesnaście lat wydawała się być już pełnoletnia. Stojąc obok wielkiego drzewa ubrana była w białą koszulkę na szerokich ramiączkach i niebieskie dżinsy, wycierane na kolanach. Spodnie trochę obciskały jej nogi. Na stopach miała seledynowe sandałki z diamencikami po bokach. Alice zrobiła dwa kroki do przodu pocierając ręką o swoją głowę, myśląc, że sobie coś przypomni. Lecz nic z tego. Jej buty miały tak cienką podeszwę, że czuła każdy kamyk, na którym stała. Sprawiało jej to ból, ale nie myślała o tym w tamtej chwili. Wyciągnęła z kieszeni swój telefon i wybrała numer do Mary. Niestety nie połączyła się z nią, ponieważ nie było zasięgu. Spojrzała na godzinę. Była pierwsza czterdzieści. Przygryzła wargę. Szukała sposobu jak sprowadzić pomoc. Nagle usłyszała przerażający dźwięk. Szybko schowała się za pień drzewa, które  obok rosło. Jej serce zaczęło szybko bić, a oddech stał się bardziej pospieszny. Biegała wzrokiem po lesie, aż zobaczyła starą sowę. Strach zniknął  z jej twarzy . Wysunęła się na przód i idąc  ocierała swoimi, delikatnymi dłońmi  pobliskie drzewa.
Szła w skupieniu. Wzrokiem doszukiwała najmniejszego elementu, który mógłby ja zaniepokoić. Nie czułą się bezpiecznie. W pewnym momencie zobaczyła znajome miejsce i zdała sobie sprawę, że zna to miejsce. Przez głowę przebiegły jej znajome obrazy.Wszystko sobie przypomniała. Jako dziecko chodziła tu na spacery. A nawet pewnego razu bez pytania rodziców wybiegła z domu . Chodziła po lesie, aż w końcu zgubiła się. Nie mogła odnaleźć drogi do domu. Kucała pod drzewem i wylewała tony łez. Po jakimś czasie przybiegli po nią rodzice. I nigdy więcej nie odważyła się wejść do lasu, który zdawał się od tamtej pory być  przerażający. Alice stała zamyślana ze wzrokiem wbitym w ziemie. Grzebała w pamięci, by odtworzyć obraz swoich bliskich. Tak bardzo było jej ich brak . Czuła się tak nieswojo. Była właśnie w okropnym lesie obok swojego domu, który był dla niej wręcz zakazany. Przykucnęła oparła się o wysokiego dęba, widocznie rósł tam już od kilkuset lat.
I tak jak niegdyś zaczęła płakać żałośnie. Wszystkie drzewa i ptaki słyszały jej jęki, poczuły jej ból, tęsknotę, samotność . Alice kucała nad kałużą łez, które strumieniami lały jej się po policzkach. Nie mogła przestać. Ból i samotność rozdzierały jej serce. W tamtej chwili była gotowa oddać wszystko, by wrócić do domu do dawnego życia. Miała wszystkiego dosyć. Aż w końcu łez zabrakło. Siedziała w ciszy rozmyślając.
- Ten las ma początek więc musi mieć gdzieś koniec- szeptała do siebie.
Powoli stanęła na nogi i ruszyła przed siebie. Już dłuższy czas szła tak, ale jej drogi nie było widać  końca. Poczęła biec. Zacisnęła zęby, żeby nie czuć zmęczenia, które jej doskwierało. Zawadziła o gałąź leżącą na drodze i upadła na twarz. Obróciła się na plecy i spostrzegła, iż jej spodnie podarły się na kolenie, z którego obficie cieknie krew. Próbowała palcami zatamować krwotok, ale nic z tego. Nagle zobaczyła, że nadchodzi gęsta mgła. Znów dostała gęsiej skórki. Usłyszała za sobą odgłosy trzaskających gałęzi leżących na ziemi, jakby czyjeś kroki.  W pośpiechu wstała i zaczęła biec ile sił . Co chwila oglądała się za sobą i nadal dochodziły ją przerażające dźwięki. Serce łomotało jej w piersi jak szalone.  Powoli strach  paraliżował jej ciało i odmawiał posłuszeństwa. Nie mogło już dalej biec. I znów upadła. Nieszczęsny los chciał, by tak się stało. Podniosła lekko w górę głowę i dotknęła dłonią czoła. Zobaczyła na palcach krew. Zdała sobie sprawę, że po raz kolejny krwawi. Zakręciło jej się w głowie . I zasnęła snem twardym jak niegdyś w swoim starym , przytulnym łóżku. 

wtorek, 27 grudnia 2011

Prolog

 Ludzie to tylko kruche istoty. Mało myślą , dużo mówią. Zachowują się jakby mieli klapki na oczach. Nie dostrzegają szczegółów, które są kluczowe w ważnych sprawach. Mają wiele słabości i słabych punktów, a jeden z nich to uczucia. Za często dają ponieść się emocją . Nie radzą sobie w najmniejszych sprawach, które po jakimś czasie zaczynają ich przytłaczać, przerastać.